niedziela, 12 października 2014

20. „Te parę miesięcy złożyło się na naprawdę niesamowitą przygodę, którą będę wspominać chyba do końca życia.”

W piątek czułam się trochę lepiej. Temperatura nadal mnie trzymała, ale trzeba było zacisnąć zęby i stawić się na próbie. Nie licząc sobotniej generalnej, ta była ostatnia. Trenerzy mieli jeszcze szansę na udzielenie rad uczestnikom, a my nadal mogliśmy wcielić je w życie. Nerwowa atmosfera powoli stawała się coraz bardziej wyczuwalna i udzieliła się chyba każdej osobie w studiu. Bez względu na to czy śpiewał, tańczył, doradzał, grał, czy znajdował się zupełnie po drugiej stronie barykady, czyli w red roomie i garderobie. Pięć występów było dosyć sporym obciążeniem dla naszej czwórki. Codziennie, prócz oczywiście czwartku, kiedy byłam nieobecna, przychodziłam po próbie i dogadywałam z zespołem szczegóły dotyczące mojej piosenki. Trenerzy dali mi ogromny kredyt zaufania w tej sprawie i byłam im za to wdzięczna, bo mogłam zaplanować swój występ od początku do końca, a to sprawiało, że czułam się pewniej. Pozostawała tylko kwestia, czy uda mi się dojść do ostatecznego starcia, w którym dwójka uczestników używała swoich autorskich numerów jako broni.
Po piątkowej próbie, która mimo mojej osłabionej dyspozycji poszła dobrze, spakowałam wszystkie rzeczy i pojechałam z Alkiem do jego mieszkania. Chciałam wyjechać w niedzielę rano, a wątpiłam, że w sobotę znalazłabym czas na pakowanie. Ostatnią noc chciałam też spędzić z muzykiem, więc musiałam wcześniej wszystko załatwić. 
To, co nieuniknione zbliżało się nieubłaganie i tak oto nadszedł...

Baron
Dzień finału. Od samego rana towarzyszyły mi niczym niewytłumaczalne nerwy, co nie zdarzało mi się nigdy wcześniej. Zawsze stres łapał mnie tylko w określonych momentach, takich jak występy naszych uczestników czy ogłoszenie wyników. Poza dreszczykiem emocji związanym z finałem, trzymały mnie nerwy wynikające z zupełnie innej sytuacji... Jeszcze tylko dzień i Maja wyjedzie na jakiś czas. Jasne, że tego nie chciałem, w pierwszej chwili wydało mi się to jakąś straszną tragedią: „przecież jak ona może wyjechać na miesiąc? Nie wyobrażam sobie, jakby miało nie być jej tutaj dwa dni, a tu tyle czasu?” Ale im dłużej się nad tym zastanawiałem, tym bardziej wydawało mi się to rozsądne. Cała sytuacja zaczęła przybierać jaśniejsze barwy, a ja wpadłem na pewien pomysł. Pod nieobecność Zalewskiej będę mógł nawiązać kontakt z Kasią. Bądź co bądź, będę ojcem jej... naszego dziecka. Zostałem wychowany na mężczyznę i skoro los przewidział w moim życiu rolę ojca, to muszę trzymać się scenariusza. Nie załatwię sobie dublera, nawet bym nie chciał. I znowu- im dłużej nad tym myślałem, tym bardziej nie mogłem doczekać się tej małej istoty. Pozostawało pytanie, jak powiedzieć o tym Mai... Bo bałem się, że nie będzie w stanie tego zaakceptować. Obym się mylił. Powiem jej, ale jeszcze nie teraz. Jak wróci.
Znowu odbiegłem od tematu, finał... Dobrze, że Maja doszła do siebie. Lekka temperatura ją trzymała, ale nie na tyle, żeby nie była w stanie się ruszyć, tak jak to miało miejsce w czwartek. Widziałem, że daje z siebie sto pięćdziesiąt procent i to mi wystarczyło. Zawodowo byłem z niej bardzo zadowolony, a prywatnie rozpierała mnie duma. Moja Majka walcząca o to, żeby zostać głosem Polski, nie sposób było się nie cieszyć.

Maja
Walczyłam ze sobą, ze strachem, z resztą uczestników, z gorączką, ale nie mogłam się nad sobą rozczulać, bo kiepsko widziałam mój dalszy udział w programie. Dojście do finałowej dwójki wcale nie było takie proste, a ja chciałam wygrać. „Jak wygrasz, to na pewno nie pojedziesz jutro do domu. Wokół zwycięzcy zrobi się szum, a chyba tego nie chcesz, co?” Szum zrobił się już wokół naszej czwórki i to stawało się trochę uciążliwe. W tygodniu byliśmy gośćmi „Pytania na śniadanie”, bardziej niż wcześniej odczuwałam obecność kamer, więcej też kręcili na próbach. Najtrudniejsze dla mnie było nagranie materiału, w którym musiałam opowiadać, czym był dla mnie udział w programie, czego będzie mi brakować i co będę najlepiej wspominać. W tamtej chwili zrobiło mi się przykro, bo właśnie wtedy zaczęło do mnie docierać, że to koniec. Jak przypomniałam sobie wszystkie miłe chwile w programie, godziny spędzone na próbach, ćwiczenie przepony. Swoją drogą- już potrafię oddychać ze słownikiem. Te parę miesięcy złożyło się na naprawdę niesamowitą przygodę, którą będę wspominać chyba do końca życia. Tak jak mówiłam Wam na początku, zyskałam więcej niż doświadczenie muzyczne. Poznałam wspaniałych ludzi, nawiązałam przyjaźnie, odnalazłam osobę, dzięki której przeszkody codziennego życia stawały się co najmniej kilkanaście centymetrów niższe i mam nadzieję, że to był dopiero początek naszej wspólnej drogi. Zakochałam się... miłością bezinteresowną, szaloną, szczerą, namiętną, piękną, wielką, ufną, bez końca... „WIEDZIAŁAM!”

Zbliżała się dwudziesta. Ostatnie chwile przed wejściem na wizję, poprawki makijażu, powtarzane jak mantra rady trenerów i narastający stres. Przyszło mi dzisiaj rozpoczynać występ grupowy, a potem śpiewałam pierwsza spośród finalistów. Nie, ani trochę nie denerwowałam się z tego powodu, w ogóle... Starałam się zagłuszyć nerwy pozytywnym myśleniem, że skoro śpiewam pierwsza, to szybciej będę miała to za sobą i będę mogła odetchnąć. 
- Maja, Majka- usłyszałam jeszcze wołanie trenerów, którzy czekali już przy drzwiach prowadzących do głównego studia. Podeszłam do nich zdezorientowana, bo przecież rozmawialiśmy chwilę wcześniej.
- O czym zapomnieliście mi powiedzieć?- byłam przekonana, że zaczną mi jeszcze wymieniać, co i jak powinnam zrobić.
- Chcemy, żebyś wiedziała, że zrobiłaś ogromne postępy od początku naszej współpracy i wniosłaś przy tym tyle radości i świeżości do naszej drużyny- zaczął Tomek, ale przerwałam mu domyślając się, co chce powiedzieć.
- Nie... Chłopaki, tylko nie mówcie, że jesteście dumni, bo rozpłaczę się przed samym wyjściem na scenę- stanęli przy moich dwóch bokach i objęli mnie ramionami. 
- Ale my jesteśmy z ciebie dumni- odezwał się Baron i oboje pocałowali mnie w policzki.
- Bardzo dumni- podkreślił Lach.
- Boże, idźcie już, bo naprawdę zacznę płakać- czułam, że niewiele mi brakuje do tego stanu. 
- Idziemy, jeszcze raz powodzenia i widzimy się na scenie- przypomniał mi Aleksander i razem z resztą trenerów opuścili pomieszczenie. 

Występ grupowy wyszedł dobrze, nawet udało mi się nie spóźnić wejścia i nie zgubić właściwych dźwięków. Potem zeszłam ze sceny dosłownie na chwilę, zostałam na backstage'u i czekałam na występ. 
- Ze mną siostra i przyjaciółka Mai. Dziewczyny mieszkają i studiują razem w Toruniu. Powiedzcie, czy ona w domu robi wszystko tak dobrze jak śpiewa?- usłyszałam głos Mariki, która znalazła gdzieś Julkę i Mari. Niestety nie zdążyłam z nimi jeszcze porozmawiać, ale będę miała na o czas po programie, bo dziewczyny zostawały w stolicy do jutra. Postanowiły, że skoro chcę jechać do Torunia, to prześpią się w hotelu i rano wrócimy wszystkie razem. 
- Majka tylko gotuje lepiej niż śpiewa- zaśmiałam się słysząc odpowiedź blondynki.
- A jaką jest siostrą?
- Wredną, złą, kłótliwą- zaczęła wyliczać Młoda poważnym tonem, ale zaraz zmieniła tory.- A tak naprawdę to nie wyobrażam sobie lepszej. Rodzinę zawsze stawiała ponad wszystko inne, jest świetna.
- I myślę, że zaraz równie świetnie nam zaśpiewa. Nasza finalistka, Maja Zalewska w piosence Sary Bareilles „Gravity”- zapowiedziała mój występ i zespół zaczął grać.

Nie rozkleiłam się, ale to dobrze. Trenerzy nawet wstali z fotela, żeby oklaskiwać moje wykonanie razem z publicznością. Tomek Kammel, który znalazł się koło mnie, zapytał o zdanie Marka. 
- Z Mają jest tak, że ona wychodzi na scenę i za każdym razem serwuje nam zupełnie inne emocje. I ma ich w swoich wykonaniach tyle, że wypełnia całe studio i słuchając człowiek przenosi się w jakiś inny wymiar. Skoro mamy już finał, to mogę powiedzieć, że- tu odwrócił się w stronę Tomsona i Barona.- Chłopaki, chciałem wam ją ukraść na bitwach, ale nie daliście mi szansy. Najważniejsze, że jesteś w finale, nieważne z jakim trenerem. 
- Dziękujemy, Marku. Tomek, Alek?
- Są takie występy, które mówią same za siebie i my ze swojej strony nie musimy nic dopowiadać. Pięknie- zarówno Marek jak i dwójka moich mentorów całkowicie zaskoczyli mnie swoimi słowami. Ukłoniłam się delikatnie w ich stronę i zeszłam za kulisy. Na drugi występ, czyli duet z gwiazdą musiałam poczekać jakieś pół godziny. Po dwóch występach miała być pierwsza eliminacja i coś mi mówiło, że to ja odpadnę. Słuchając wykonań pozostałej trójki tylko utwierdzałam się w tym przekonaniu. Po ich występach, pełna nadziei stanęłam za sceną, a obok mnie Agnieszka. Wchodziłam sama i po zaśpiewaniu pierwszej części zwrotki musiałam zapowiedzieć artystkę, która dopiero wtedy pojawiała się koło mnie. 
Ten występ to było coś zupełnie innego niż reszta. Czułam się lepiej niż podczas wszystkich moich wcześniejszych wykonów. Dałyśmy radę, nie ma co oszukiwać. Nawet jak gdzieś fałszowałam, nieważne. Mogłam wystąpić z Chylińską, czyli spełniłam jedno ze swoich marzeń. Właściwie, to trenerzy je spełnili nie wiedząc nawet, że o tym marzę. Czy to ma sens? 
- Ale czad!- zachwyciła się Maria.- Wy swoje babeczki jesteście, scena jeszcze płonie. Szkoda, że mamy ograniczony czas antenowy, bo ja chcę bis. Ten duet to był strzał w dziesiątkę- uniosła kciuki w górę, a ja przybiłam piątkę z Agą. 
- Czy wy miałyście jakieś próby po godzinach?- zaczął Alek.- To jeszcze wczoraj brzmiało inaczej. Pytam, jak?
- Przed chwilą w red roomie, Majka szybko się uczy- odpowiedziała mu Agnieszka. Właściwie, pewnie dźwięki zmieniłyśmy, ale w żaden sposób nie kłóciło się to z linią melodyczną. I dostałam polecenie, żeby na początek „wydrzeć ryja” jak to powiedziała wokalistka. Przypomniałam sobie jak to brzmi na jej koncertach i starałam się uzyskać podobny efekt. Chylińską nie jestem, ale chyba wyszło dobrze. 
- Nawet się nie przyznawajcie, że to przed chwilą, nie było pytania. Majka, ten growl* na początku... Mogę tylko wstać i zrobić to- podniósł się z miejsca, ukłonił w moją stronę po czym zaczął klaskać.
- Dziękuję. 
- Byłyście świetne!
- Myślę, że po tylu odcinkach nie muszę już mówić o głosowaniu, ale przypomnę, że żeby zagłosować na Maję trzeba wysłać sms na numer 7312 w treści wpisując dziesiątkę. Ja wam dziękuję, możecie wrócić za kulisy- zostałyśmy oddelegowane przez Kammela, a scenę zajmowali po kolei inni uczestnicy. Zostałam zwalona z nóg duetem Piotrka z Grzegorzem Markowskim. Mistrzostwo. 
Tak jak wspomniałam wcześniej- po pierwszych solowych występach i duetach z gwiazdą ktoś musiał odpaść. Ani trochę nie zaskoczyło mnie, że Karwowski znalazł się dalej jako pierwszy. Chociaż podobno kolejność wyczytywania nazwisk była przypadkowa. Za nim ze sceny zeszła Asia. Zostałam ja i Łukasz. Nie powiem, że przyjemnie było tam stać, bo nie było. Pojawiło się przekonanie, że może za mało z siebie dałam. 
- Ostatnią osobą, która nadal ma szansę na zostanie głosem Polski jest...- standardowa chwila, podczas której widzowie w studiu wykrzykiwali imiona swoich ulubieńców.- Łukasz Rypień!- chłopak przytulił mnie dla pocieszenia i też zszedł ze sceny, a ja przysunęłam się do Kammela i czekałam aż ucichnie aplauz widowni. 
- Maja, niestety dzisiaj opuszczasz nasz program jako pierwsza. Przykro?
- Jasne, myślę, że każdy w takiej chwili odczuwa jakiś niedosyt i myśli, że może jakby dał z siebie więcej... Ale cóż, taki jest program. Oczywiście gra toczy się dalej i pozostałej trójce życzę jak najlepiej. Ze swojej strony chcę powiedzieć jedno- podeszłam do fotela trenerów i uniosłam mikrofon do ust.- Panowie, przepraszam, nie tak miało być- po usłyszeniu tych słów wstali oboje i przytulili. 
- Wiesz, że studio nagraniowe czeka na ciebie aż skompletujesz materiał na płytę. Dla nas wygrałaś- pocieszał mnie Tomek. 
- To się nazywa drużyna! Zwieńczeniem tej pięknej drogi do finału będzie wspólny występ. Przed państwem Maja Zalewska wraz z trenerami: Tomsonem i Baronem- Alkowi podali gitarę, Tomsonowi mikrofon, ja swój miałam nadal i mogliśmy zaczynać. Chciałam zaśpiewać z nimi jeszcze jako uczestniczka programu, ale w obecnej sytuacji ten występ miał dla mnie zupełnie inne znaczenie. To naprawdę było zwieńczeniem naszej współpracy. 
Cały program zakończył się wygraną Piotra. Trzymałam za niego kciuki i cieszyłam się, że to on został najlepszym głosem. To był też mały sukces chłopaków, przecież pierwotnie był z ich drużyny.
Byłam szczęśliwa. W moim przekonaniu wszystko szło właściwym torem. 
Po zakończonym nagraniu wszyscy zebrali się na ostatnim after party. Starałam się wykorzystać ostatnie chwile z innymi uczestnikami jak najlepiej. Wiedziałam, że nasze drogi nie rozejdą się po programie, ale pewne było też, że nie będziemy się już widywać tak często jak do tej pory. Znalazłam Julę i Mariettę, właściwie to one znalazły mnie. V reporterki pytały każdego z finalistów o wrażenia z odcinka. Tyle ludzi, co tego dnia, jeszcze tam nie widziałam. Po głowie chodziła mi myśl, że jutro o tej godzinie będę w pociągu do Torunia, więc znalazłam Barona i zasugerowałam, żebyśmy zniknęli. Już bez żadnego kombinowania, wychodzenia osobno. Chociaż nadal nie zdradziliśmy, że coś nas łączy, nie tak od razu. 
Gitarzysta przystał na moją propozycję i po pożegnaniu się z ważniejszymi ludźmi, mogliśmy opuścić studio. 
- Ale leje- zatrzymałam się w progu budynku i oceniłam sytuację na dworze. Deszcz padał tak mocno, że droga do samochodu, nawet biegiem, wystarczyłaby, żebyśmy przemokli całkowicie. Z drugiej strony, mogło tak lać jeszcze długo, a bez sensu było stać i czekać.- Nie wiem jak ty, ale ja biegnę- oznajmiłam Alkowi i trochę niepewnie wyszłam na zewnątrz i zaraz przyspieszyłam.
- Nie tak szybko- muzyk zatrzymał mnie ledwie parę metrów dalej, chwytając moją rękę.- Skoro to koniec naszego ukrywania się, to muszę coś zrobić- podszedł do mnie i odgarnął mi mokry kosmyk z twarzy, żeby zaraz po tym złączyć nasze usta w pocałunku. Deszcz i tak zdążył mnie już doszczętnie zmoczyć, więc było mi wszystko jedno. Właściwie, przyjemne uczucie, kiedy wiem, że nie muszę już nic przed nikim udawać. Nawet jeśli ludzie zaczęliby coś mówić, ich sprawa. Już nie robiło mi to różnicy. Mówcie, życie bez plotek i przepływu informacji byłoby nudne. 
- Tak lepiej- wyszeptał Alek odsuwając się na niewielką odległość.- To co, idziemy?- wyciągnął do mnie dłoń. Chwyciłam ją i razem ruszyliśmy w stronę samochodu. Czy ktoś nas widział, nie wiedziałam, ale pierwszy raz chciałam, żeby tak było.

*Growl (ang. warczeć) – technika wokalna znana z bardziej ekstremalnych odmian muzyki metalowej.
~*~
Dawno mi się tak przyjemnie nie pisało ;) 
Sygin- Twój komentarz sprawił, że powstało 3/4 tego rozdziału, dziękuję! 

Dzisiaj krótko z mojej strony, bo czeka na mnie poetyka. Wiecie, studia się zaczęły...
Do następnego! 

Niezmiennie: Czytasz?- Komentuj- Motywuj ;)

5 komentarzy:

  1. Kolejny cudowny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No zaskoczyłaś mnie z takim przebiegiem zdarzeń, ale super rozdział i mi tak samo przyjemnie się czytało, jak tobie pisało. Wiem, że to jeszcze nie koniec i nie mogę doczekać się tych emocji! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie spodziewałam się że tak zakończy się historia Majki z programem ale z niecierpliwością czekam na dalsze losy~karola

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziekuje :p
    Ale nie rozumiem, czemu dzieki mnie? Ja Ci tylko napisalam co mysle!
    Odcinek...Bajeczny.
    Scena w deszczu...Magiczna.
    Czekam na nastepny :)
    ~Sygin

    OdpowiedzUsuń
  5. Na język nasuwa mi się tylko jedno słowo: Genialny !

    OdpowiedzUsuń