poniedziałek, 21 marca 2016

29. „Dlaczego?!”


Baron
Trzask drzwi dotarł do moich uszu, otrzeźwiając myślenie. Miałem wrażenie,  jakbym kilka ostatnich chwil był w jakimś dziwnym transie. Rozejrzałem się nerwowo po kuchni, w której unosił się zapach niewyjaśnionych spraw i rzuconych przez Maję oskarżeń. Mój oddech stał się głośniejszy niż kiedykolwiek, a jego dźwięk nagle zaczął być uciążliwy. Nie mogłem się skupić, nie byłem w stanie racjonalnie myśleć. W głowie kłębiła mi się tylko jedna myśl i żadne inne nie potrafiły się przez nią przebić: Maja wyszła. Kobieta mojego życia opuściła mieszkanie, a ja, głupi, jej na to pozwoliłem.
Dlaczego, na litość boską, nie podszedłem do całej sprawy spokojniej? 
Dlaczego z góry założyłem, że to Zalewska oszukuje i wszystko zanegowałem? 
Dlaczego, znając Kaśkę i wiedząc, jak potrafi kombinować, nie dopuściłem do siebie myśli, że tym razem też kłamie? 
Dlaczego siedziałem bezczynnie, kiedy Maja oznajmiła mi, że wyjeżdża? 
Dlaczego jej nie zatrzymałem? 
I dlaczego, do jasnej cholery, jeszcze za nią nie poszedłem? 
Wraz z pojawieniem się w mojej głowie ostatniego pytania, zerwałem się z miejsca i rzuciłem do drzwi. Niemal w biegu założyłem buty i wypadłem na korytarz. Pokonałem schody, zeskakując co drugi stopień. Z impetem otworzyłem drzwi klatki i omiotłem wzrokiem parking.
- Maja!- krzyknąłem, wybiegając na zastawiony samochodami plac. Dostrzegłem Zalewską na chodniku, kiedy jedną nogą była już w taksówce. Odwróciła się, ale obrzuciła mnie jedynie smutnym spojrzeniem, po czym wsiadła do samochodu. Wyrwałem w tamtą stronę z nadzieją, że uda mi się zatrzymać pojazd zanim ruszy. Kierowca odjechał, nim zdołałem pokonać długość kilku aut, która dzieliła mnie od mojej miłości. Przez chwilę obserwowałem oddalający się samochód, a kiedy zniknął za rogiem, niespodziewanie zalała mnie niczym niewyjaśniona fala strachu. Byłem zwyczajnie, po ludzku wystraszony, że oto straciłem kobietę, bez której nie wyobrażałem sobie siebie. Nie, nie życia, bo bez niej i tak nie istniało. Piekielnie się bałem, że osoba, która tak doskonale mnie uzupełniała, odeszła na zawsze. Nie miałem żadnej pewności, że pojechała do domu tylko na kilka dni, jak mówiła. Muszę ją zatrzymać! Powstrzymanie jej przed wyjazdem stało się moim głównym celem. Biegiem wróciłem do mieszkania, chwyciłem kluczyki od samochodu i znów pędziłem na dół, żeby rzucić się w pogoń za taksówką. „I gdzie pojedziesz?”- odezwała się podświadomość. A gdzie miałbym jechać? Oczywiście, że na dworzec. Maja nigdy nie jeździła autobusami, więc kierunek mógł być jeden: stacja PKP.
Jak na złość wszystkie światła po drodze zmieniały się na czerwone, kiedy dojeżdżałem do sygnalizatorów. W niektórych przypadkach musiałem czekać kilka razy, bo przede mnę rozciągał się sznur samochodów. Poruszając się w taki sposób, nie miałem żadnych szans na zatrzymanie Mai. Zniecierpliwiony chwyciłem za telefon i wybrałem numer Zalewskiej. Jasne, że nie odebrała, ale nie miałem zamiaru się poddawać , więc spróbowałem jeszcze raz, drugi, trzeci i kolejny. Ponawiałem połączenie tak długo, aż usłyszałem w słuchawce komunikat „abonent czasowo nieosiągalny, prosimy spróbować później”. Świetnie! Do strachu, że ją stracę dołączyła złość. Byłem wściekły na siebie, że pozwoliłem jej wyjść. Może gdybym zatrzymał ją od razu... Uderzyłem w kierownicę i oparłem o nią czołem, zatrzymując się przed kolejnym skrzyżowaniem. 
- Co jest grane?- zastanawiałem się na głos, kiedy dłuższy czas tkwiłem w tym samym miejscu. Wyprostowałem się, chcąc dostrzec, co dzieje się na drodze, ale znajdujące się przede mną auta całkowicie przysłaniały mi widok. Korzystając z tego, że stałem na zewnętrznym pasie, spuściłem szybę od strony pasażera z zamiarem wypytania jakiegoś przechodnia, co się stało. Wszyscy, którzy nie byli zmotoryzowani, albo ignorowali moje próby nawiązania kontaktu, albo dopiero szli w kierunku problemu, więc nie mogli wiedzieć, co jest przyczyną tego cholernego zatoru. 
Usłyszałem sygnał karetek. Stawał się coraz głośniejszy i wreszcie ucichł, kiedy pojazdy zatrzymały się przed krzyżówką. Widziałem to tylko dzięki światłom mrugającym z dachu erek. Wyglądało na to, że jeszcze długo nie ruszę się z miejsca. Niech to szlag! Między samochodami poruszał się funkcjonariusz policji i zatrzymywał się przy kolejnych autach. Kiedy znalazł się na mojej wysokości, opuściłem szybę po swojej stronie. 
- Dzień dobry, komisarz Sebastian Tarnowski. Proszę pana o cierpliwość. Ruch zostanie wznowiony, gdy karetki zabiorą rannych, a uszkodzone pojazdy zostaną usunięte z miejsca wypadku- wyrecytował któryś raz z kolei, a ja kiwnąłem głową na znak zrozumienia. 
- Co tam się właściwie stało?- zapytałem nim mężczyzna zdążył odejść do następnego kierowcy, który ze zniecierpliwienia pewnie ledwie mógł wysiedzieć. A może to ja reagowałem na wszystko tak żywo?
- Zderzenie dwóch samochodów osobowych. Kierowcom nic nie jest, ale zostaną zabrani do szpitala na badania. Młoda pasażerka taksówki nie miała tyle szczęścia...
- Zaraz, co pan powiedział?- wtrąciłem się. „Młoda pasażerka taksówki”. Głośno przełknąłem ślinę, a policjant patrzył na mnie jak na idiotę. Zupełnie nie wiedział, o co mi chodzi. Zirytowany powtórzyłem poprzednie pytanie.- O tej dziewczynie. Wiadomo, jak się nazywa?- Prawdopodobieństwo, żeby chodziło o Maję, było niewielkie, ale musiałem mieć pewność, że nic jej nie jest. 
- Nie mogę udzielić panu takich informacji- burknął. Pewnie pomyślał, że chcę za dużo wiedzieć, ale musiałem to usłyszeć. 
- Bo widzi pan- zacząłem nieco spokojniej.- Istnieje szansa, że chodzi o moją dziewczynę. Wymienię imię i nazwisko, a pan ruchem głowy potwierdzi albo nie, czy mam rację, dobrze?
- Niech będzie- nagle poczułem, że wcale nie chcę wiedzieć, czy moje podejrzenia są prawdziwe. Gdzieś głęboko w sobie już znałem odpowiedź i kiedy wypowiadałem dane brunetki, głos mi się załamał:
- Maja Zalewska- umundurowany kiwnął głową i mruknął ledwie słyszalne „przykro mi”, po czym odszedł do kolejnego samochodu. 
Niewiele myśląc, wyskoczyłem z samochodu i biegiem rzuciłem się do skrzyżowania. Ludzie na chodniku stali i przyglądali się całemu zajściu. Jeszcze kawałek, tylko parę metrów i ja też zobaczę, jak to wszystko wygląda. Tyle, że mnie nie interesowało wszystko, mi chodziło tylko o nią. Policjant pilnujący, żeby nikt nie podchodził, próbował mnie zatrzymać. 
- Ja muszę tam podejść, to moja dziewczyna. Musi mnie pan puścić, proszę- zdziwiłem się, słysząc w swoim głosie aż tyle rozpaczy. Spoglądałem ponad ramieniem mężczyzny, lustrując wzrokiem ulicę. Na asfalcie było pełno szkła, taksówka miała zmasakrowany bok od strony pasażera. Widać było, że drugi samochód porządnie w nią uderzył, przód miał całkowicie skasowany. Grupa ratowników medycznych szybko uwijała się przy kimś na noszach. Między ich sylwetkami dostrzegłem, że to Mają się zajmują. Chciałem do niej natychmiast podbiec, ale policjant nadal mnie trzymał. - Jeśli pańska dziewczyna ma przeżyć, to niech pan pozwoli ratownikom w spokoju się nią zająć- ale jak to ma przeżyć? Przecież ona musi żyć... Serce przyspieszyło mi po raz kolejny tego dnia. Z odległości kilku metrów obserwowałem z jakim wysiłkiem ci ludzie próbują ją uratować. Kiedy rozłożyli nosze i biegiem zawieźli dziewczynę do karetki, znów chciałem tam pobiec i znów zostałem powstrzymany.
- Skoro nie mogę tam pójść, to chociaż dowie się pan, do którego szpitala ją zabierają?
- Na Marszałkowską.
- Dziękuję!- rzuciłem i pędem ruszyłem z powrotem do samochodu. Laweta wciągała już skasowane wozy, więc niedługo powinni wznowić ruch. Zawyły syreny karetki, w której była brunetka. Ratownicy szybko zawrócili pojazd i skierowali się do szpitala. Zabrali Maję, moją Maję. Nie miałem pojęcia, na ile poważne są jej obrażenia, ale słowa policjanta nawet w małym stopniu nie brzmiały optymistycznie- jeśli ma przeżyć... Boże, dlaczego ona?! Dlaczego nam się to przytrafia? Zwariuję, jeśli zaraz nie dowiem się, co jej jest. Trochę odetchnąłem z ulgą, kiedy druga karetka odjechała, a ze skrzyżowania zniknęły samochody. Policjanci wznowili ruch i początkowo nim kierowali, za co powinienem być wdzięczny, bo moją stronę puścili jako pierwszą, przez co dosyć sprawnie udało mi się minąć nieszczęsną krzyżówkę. 
Jechałem na tyle szybko, na ile umożliwiały mi to warunki na drodze. Mój telefon dzwonił uporczywie, leżąc na desce rozdzielczej. Chwyciłem aparat i spojrzałem na wyświetlacz, to Tomson tak uparcie się do mnie dobijał. Odebrałem, ale nie zdążyłem nic powiedzieć, bo przyjaciel od razu zabrał głos:
- Baruś, co z tobą? Próba powinna się zacząć pół godziny temu, gdzie jesteś?- przez to wszystko zupełnie zapomniałem, że mieliśmy się spotkać.
- Jadę do szpitala, Maja miała wypadek- wyjaśniłem pospiesznie.
- Maja wypadek? Ale co się stało?!
- Nie wiem! Zabrali ją na Marszałkowską.
- Zaraz tam będę- zapewnił mnie i zakończył połączenie.
Kiedy udało mi się zaparkować pod szpitalem, wyskoczyłem z samochodu i popędziłem do wejścia. Dzięki koncertom nie miałem najgorszej kondycji, ale mimo to, dyszałem lekko, gdy zatrzymałem się przy rejestracji. 
- Dzień dobry, w czym mogę panu pomóc?- Pielęgniarka za pulpitem miała spokojny głos i obdarowała mnie serdecznym uśmiechem.
- Podobno przywieźli tutaj dziewczynę z wypadku. Nazywa się Maja Zalewska. Gdzie ją znajdę?
- Pan z rodziny?- zapytała z takim samym opanowaniem, a mnie naprawdę się spieszyło, żeby być blisko brunetki.
- Nie, to moja dziewczyna. 
- Piętro siódme.
- Dziękuję- rzuciłem już przez ramię, idąc w stronę wind. Kobieta coś jeszcze do mnie mówiła, ale nie wyłapałem z tego ani słowa. Zbyt byłem skupiony na dotarciu do Mai.- No dalej- niecierpliwiłem się, wciskając po raz kolejny przycisk na ścianie. W końcu zrezygnowałem i wybrałem schody. Pokonałem siedem pięter najszybciej, jak mogłem. Rozejrzałem się po korytarzu, ale nie bardzo wiedziałem, gdzie powinienem iść. Na końcu znajdowały się wielkie, oszklone drzwi, a na nich widniał napis BLOK OPERACYJNY- NIEUPOWAŻNIONYM WSTĘP WZBRONIONY.  Spojrzałem na drugi koniec, tam z kolei było wejście na oddział ginekologii. Tę opcję odrzuciłem od razu. Wiedziałem, że nic więcej nie zrobię, pozostało mi tylko czekać. Zrezygnowany powlokłem się w kierunku bloku operacyjnego, ale nie usiadłem na żadnym z krzeseł. Oparłem się plecami o jedno ze skrzydeł drzwi i osunąłem się na ziemię, skrywając twarz w dłoniach. Nie czułem zupełnie nic. Już nie byłem wściekły ani wystraszony. Byłem bezradny, całkowicie pozbawiony kontroli nad tym, co się wokół mnie dzieje. Nie mogłem nic zrobić, mogłem tylko siedzieć i myśleć, co dzieje się za moimi plecami. Wszystko inne było ode mnie niezależne. Zdałem sobie sprawę, że do tej pory nie miałem pojęcia, co znaczy naprawdę się o kogoś bać. Nawet sobie nie wyobrażałem, co dzieje się z człowiekiem w obliczu takich spraw. Trochę czułem, jakbym obserwował kogoś z boku, jakby to wcale nie dotyczyło mnie. Przecież takie rzeczy nie zdarzają się ludziom takim jak ja. Gówno prawda! Zdarzają się jak wszystkim innym. Te momenty grozy, strachu i oczekiwania były mi obce. Ja byłem dla siebie obcy. Nie pasowałem do swojego codziennego życia. Bez Mai nie będę w stanie dopasować się do niego z powrotem. Dlaczego to musi tyle trwać?! 
Nie ruszyłem się z miejsca do czasu przyjścia Tomsona. Lach był mniej narwany i na siódme piętro wjechał windą. Zdecydowanym krokiem szedł w moim kierunku, a za nim podążali Torres i Łozo. Zaskoczył mnie ich widok, chociaż właściwie nie powinno mnie dziwić, że przyszli. Przecież są moimi przyjaciółmi. Podniosłem się i stanąłem naprzeciwko reszty.
- Co się właściwie stało?- zapytał Wojtek, na co wzruszyłem ramionami.
- Wiem tyle, co powiedział mi policjant. Maja jechała taksówką na dworzec, ktoś uderzył w nich od strony pasażera. Jechałem za nią, stałem w korku przed tą cholerną krzyżówką. Przez większość czasu nie miałem pojęcia, co się w ogóle stało ani, że chodzi o nią. Pobiegłem tam, ale nie chcieli mnie przepuścić. Widziałem jedynie, jak ratownicy coś przy niej robili, jak zabrali ją do karetki. Kiedy wznowili ruch, przyjechałem tutaj, pielęgniarka na dole powiedziała mi, że Maja jest na siódmym piętrze. Pewnie ją operują, ale nikt nie wchodził ani nie wychodził odkąd tu siedzę- spojrzałem na każdego po kolei. Byli zdezorientowani i zakłopotani. Jedynie Łozowski wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał.
- Dzwoniłeś do jej rodziny?
- Nawet o tym nie pomyślałem- przyznałem ze wstydem. Rodziców nie zawiadomię, nie miałem jak, ale mogłem skontaktować się z Julią albo Mariettą. Przeszukałem kontakty w telefonie, ale do żadnej z nich też nie miałem numeru.- Tomson, masz jakiś kontakt do Julki albo Mari?- Kiedy Lach szukał numeru, ja napisałem wiadomość do przedostatniej osoby, z którą chciałem się kontaktować: „Jesteś mi potrzebny. Szpital przy Marszałkowskiej, piętro siódme. Przyjedź jak tylko będziesz mógł, najlepiej zaraz!”
~*~
Cóż... Czekajcie cierpliwie na 30 ;)
Jak ktoś nie dotarł, zapraszam na fan page: Magic, dzięki czemu będziecie na bieżąco z informacjami o nowościach i postępach w tworzeniu ;D

Czytasz?= Komentuj= Motywuj
Wasze komentarze naprawdę dają porządnego pozytywnego kopa, a na razie mam wrażenie, jakbym pisała dla siebie...

7 komentarzy:

  1. Jejku :o Jestem w szoku. Nie sądziłam że tak sprawy się potoczą. Popłakałam się jak czytałam :'( Bardzo jest mi żal Barona. Mam nadzieje że nic się Mai nie stanie i będzie żyła :) Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  2. W kuchni unosił się zapach niewyjaśnionych spraw...... zabiłaś mnie tym zdaniem... nie napiszę nic więcej, bo umarłam.....

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju... Mam nadzieję, że z Mają wszystko będzie dobrze... A co do rozdziału to cudowny *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. Meeeeeega *.*
    Chcę więcej <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy rozdział????

    OdpowiedzUsuń
  6. KIEDY ROZDZIAŁ?????? Czekamy już 4mc

    OdpowiedzUsuń